1300
0

Rekomendacje Prezesa UOKiK dotyczące oznaczenia reklam w social mediach – polemika

1300
0

Zgodnie z zapowiedziami Prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów światło dzienne ujrzały rekomendacje dotyczące sposobu oznaczania współprac między markami i influencerami. Pewne kwestie trzeba wyciągnąć w związku z tym przed nawias!

Po pierwsze, jest to bardzo dobrze przygotowana publikacja, napisana prostym, zrozumiałym językiem, zawierająca jasne przykłady i dająca dość wyraźny obraz stanowiska Urzędu.

Po drugie, kryptoreklama jest z całą pewnością zjawiskiem złym, wymagającym – mówiąc delikatnie – potępienia i wyeliminowania go z rynku.

Po trzecie, pierwszym i podstawowym pytaniem, które nasuwa mi się po analizie rekomendacji jest to, czy, i jeśli tak, to w jakim stopniu rekomendacje Prezesa UOKiK są dobrymi (najlepszymi?) praktykami, a na ile są to praktyki konieczne (minimalne).

Już na wstępie podkreślę, że w dalszej części tego artykułu przede wszystkim chce przedstawić główne kwestie praktyczne, które wypływają z rekomendacji. Przy okazji jednak pozwolę sobie na wyrażenie wątpliwości co do niektórych rozwiązań, albo nakierować Cię drogi odbiorco na te kwestie, które w moim przekonaniu są zbyt daleko idącym wymaganiem lub zostały pominięte.

Zaczynajmy!

Porozmawiaj z ekspertem 🎯

Borykasz się z zagadnieniem, które tutaj poruszyłem? Skontaktuj się ze mną i ustalimy termin 15-minutowej konsultacji. Wspólnie znajdziemy najlepsze rozwiązanie dla Twojego biznesu!

Brak pola do polemiki

Z całą pewnością nie ma celu wchodzić w polemikę z samymi podstawami prawnymi, które powołuje Prezes UOKiK. Z całą pewnością brak należytego oznaczenia treści reklamowych, promocyjnych, czy autopromocyjnych może stanowić tak ukrytą reklamę, o której mowa w ustawie o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji, jak i kryptoreklamę, o której mowa w  ustawie o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym, czy finalnie mogą być też zaniechaniem wprowadzeniem konsumentów w błąd, o którym mowa w tej ostatniej ustawie.

Zgadzają się też kwestie sankcji, odpowiedzialności publicznoprawnej i prywatnoprawnej. Krótko mówiąc, zgadza się też i to, że za wprowadzanie konsumentów w błąd i kryptoreklama nie powinna mieć miejsca, bo nie dość, że można dostać karę do 10% obrotu z roku poprzedniego to jeszcze nie można wykluczyć równoległej odpowiedzialności cywilnej czy to względem konkurencji, czy nawet konsumentów!

Definiuj, definiuj i jeszcze raz definiuj! Czyli czym w zasadzie jest reklama w social mediach?

Wątpliwości mogą jednak budzić definicje, które Prezes UOKiK wprowadza na potrzeby publikacji w obszarach, w których – jak sam wskazuje – brak regulacji prawnych. Pozostawię tu na marginesie definicje takich pojęć jak media społecznościowe, reklamodawca czy agencja reklamowa. Skupię się natomiast na przyjętej definicji reklamy, influencera i obserwatora.

Prezes UOKiK na potrzebę rekomendacji przyjmuję definicję reklamy zawartą w ustawie o radiofonii i telewizji, która jest chyba najbardziej restrykcyjnym aktem prawnym jeśli chodzi o konieczność wyraźnego i sformalizowanego oznaczenia treści reklamowych właśnie. Definicja ta zakłada, że reklamą jest przekaz handlowy zmierzający do promocji sprzedaży lub odpłatnego korzystania z towarów lub usług. Reklamą jest też autopromocja, czyli reklama produktów lub usług własnych (por. art. 4 pkt 17 ustawy z dnia 29 grudnia 1992 r. o radiofonii i telewizji). Ponadto reklamą jest przekaz handlowy zmierzający do promowania marki.

Można zadać pytanie co złego widzę w takim założeniu? Z zasady wydawałoby się, że nic, ale w momencie, gdy przejdziemy do autopromocji usług i pewnej części produktów myślę, że będzie to już bardziej czytelne. Na tym etapie załóżmy natomiast, że moje zastrzeżenia budzi w szczególności przyjmowanie do obszaru, w którym brak bezpośrednio stworzonej dla niego regulacji prawnej definicji kluczowych pojęć z ustawy, która analogiczne kwestie reguluje najbardziej restrykcyjnie.

Kolejna definicja – influencer. Co do zasady nie wchodzę z tą definicją w polemikę w zakresie, w który mówi ona, że to osoba, która z wykorzystaniem social mediów poprzez swoje publikacje może wpływać na opinię obserwatorów. Problem w tym, że dalsza część definicji wskazuje kiedy influencer jest przedsiębiorcą, a nie czy ma to znaczenie dla Prezesa UOKiK. Finalnie zresztą, definicja ta nie kładzie nawet nacisku, aby influencer czerpał korzyści bezpośrednio ze swojej aktywności internetowej, a po prostu je z niej czerpał. Otwartym pozostawię kwestię ile osób aktywnie publikuje w social mediach w innym celu nie osiągnięcie określonych korzyści materialnych.

Finalnie, definicja obserwatorów sugeruje co najmniej należy założyć, że są to zawsze konsumenci. Czy takie założenie jest prawidłowe? Bazując na swoim korzystaniu z social mediów uważam, że niekiedy jestem w nich jako konsument, a niekiedy jako przedsiębiorca. Nie zgodziłbym się z tezą, że należy założyć, że funkcjonuje na nich jako konsument. Szczególnie na LinkedIn.

Newsletter dla e-biznesu 🎉

Zapisz się do newslettera, uzyskaj dostęp do unikalnych treści tworzonych przez prawników naszej kancelarii oraz otrzymuj informacje o najważniejszych aktualnościach prawnych.

Klikając przycisk „Zapisuję się” wyrażasz zgodę na otrzymywanie od nas newsletterów i akceptujesz Regulamin. Będziemy przetwarzać Twoje imię oraz adres e-mail w celu przesyłania Ci informacji handlowych. Administratorem Twoich danych osobowych jest Kancelaria Prawna Kantorowski, Głąb i Wspólnicy Sp.j. Szczegółowe informacje znajdziesz w naszej Polityce prywatności.

Kiedy można mówić o współpracy wymagającej oznaczenia?

W rekomendacjach Prezesa UOKiK pierwszorzędne znaczenie ma kwestia tego, kiedy w ogóle można mówić o współpracy.  Żeby tematu nie przedłużać warto zacząć od padającego na początku stwierdzenia, że „Jednocześnie w przypadku wątpliwości, twórcy powinni oznaczać materiał jako reklamowy.” Dodajmy też do tego, że odpłatność nie jedno ma imię na co słusznie zwraca uwagę UOKiK podkreślając, że:

Nie ma znaczenia w jakiej formie influencer otrzymuje korzyść materialną dla uznania treści jako komercyjnej. Korzyść materialna może mieć formy wynagrodzenia pieniężnego lub rzeczowego, czyli m.in.:

• produktów lub usług,

• zniżek na zakup produktów lub usług,

• zysków z publikacji kodów zniżkowych,

linków afiliacyjnych, udzielanych licencji,

• voucherów promocyjnych,

• bonusów,

• pokrycia dodatkowych kosztów udziału w wydarzeniu oprócz biletu wstępu.

Innymi słowy, zasadą będzie to, że jeśli influencer ma jakiekolwiek profity z współpracy z marką to powinien swoje treści oznaczyć. Prezes UOKiK podkreśla też, że w zasadzie nie ma znaczenia, czy reklamodawca albo agencja w jakikolwiek sposób wpływają na finalny kształt publikacji influencera dla uznania, czy dana treść powinna zostać oznaczona jako współpraca.

Kiedy można nie oznaczać?

Istotne będą także wyjątki, na które naprowadza Urząd. Jest ich niewiele i wszystkie są godne wspomnienia w tym miejscu:

Wyjątek pierwszy – testy

Prezes UOKiK jako pierwszy wyjątek wskazuje sytuację, gdy dana osoba dostaje produkt wyłącznie do testów. Wyjaśnia on, że:

Jeśli twórca otrzymuje produkt wyłącznie do testowania (np. przedpremierowo), aby opublikować recenzję na swoim kanale w mediach społecznościowych, a następnie go zwraca – nie musi oznaczać tego materiału jako reklamowy. Wystarczy, że poinformuje swoich obserwatorów o tym, od kogo jest ten produkt i że otrzymał go bezpłatnie z koniecznością zwrotu.

Jeśli chodzi o pierwszą część wypowiedzi to z mojej strony zastrzeżeń brak. Postawiłbym jednak pytanie skąd teza o konieczności oznaczenia w takim przypadku skąd pochodzi produkt do testów i że został on otrzymany z obowiązkiem zwrotu? Oczywiście można postawić daleko idące twierdzenie, że brak takiego oznaczenia może być zaniechaniem wprowadzającym w błąd konsumenta pytanie tylko na czym polegać miałby ten błąd?

Jeśli testy są obiektywne, brak odpłatności za ich przeprowadzenie to jakie znaczenie dla konsumenta ma fakt, że tester otrzymał testowany produkt właśnie do testów, a nie kupił go za własne pieniądze? Jeśli pozostała część przekazu jest rzetelna i faktycznie dotyczy funkcjonalności produktu to nie ma to w moim przekonaniu znaczenia. W mojej ocenie prócz pewnych specyficznych sytuacji takie oznaczenie będzie już raczej najlepszą praktyką niż koniecznością, choć podkreślę wyraźnie, że to moje zdanie, a nie Prezesa UOKiK.

#reklama

Poradnik prawny dla influencerów i digital marketerów

132 odpowiedzi na pytania prawne najczęściej nurtujące biznes on-line. Kup z rabatem 15% z kodem PIOTR15 lub PAWEL15.

Wyjątek drugi – prezenty

Kolejny wyjątek dotyczy zdaniem UOKiK pierwszego prezentu od danej marki. Prezes wyjaśnia, że:

Jeśli influencer decyduje się na publikację w przypadku otrzymania pierwszego prezentu od danej marki, nie musi tej treści oznaczać jako materiał reklamowy. Twórca powinien jednak poinformować obserwatorów o tym, że produkt otrzymał w prezencie. (…)Publikacje dotyczące ponownych prezentów od tej samej marki (lub podmiotów z nią powiązanych) influencer powinien oznaczyć jako materiał reklamowy.

Tezę tę uznałbym za dość duże uogólnienie. W rekomendacjach jest co prawda podkreślone, że wyjątek ten dotyczy podarków o niedużej wartości jednak to bardzo relatywne i ocenne co jest dużą, a co niedużą wartością. Wydaje się, że wyjątek ten dotyczy ona wyłącznie drobnych upominków jak książki, płyty, ubrania które są w powszechnym obrocie i tym podobne.

Jeśli influencer otrzyma najnowszej generacji samochód jako pierwszy prezent od marki to mamy raczej pewność, że Prezes UOKiK postawi tezy, że to jednak nie mieści się w ramach wyjątku. Co jednak z całą gamą sytuacji pośrednich? Gdzie kończy się mała wartość? Czy powinno się tu brać też pod uwagę zamożność samego influencera? Na te kwestie brak odpowiedzi.

Po drugie, podobnie jak w przypadku wyjątku pierwszego, teza ta budzi zastrzeżenie co do konieczności wskazania na to, że dany produkt jest prezentem. Z własnego (o dziwo!) doświadczenia powiem, że intuicyjnie wręcz kwestia ta jest elementem wpisu w takim przypadku i może to być problem marginalny jednak nie znajduje dla tego wymogu podstawy prawnej. Niemniej jednak, ponownie, prócz specyficznych sytuacji, gdy brak tej informacji faktycznie będzie zaniechaniem wprowadzającym w błąd nie znajduję podstawy prawnej, która nakazywałaby zmieścić takie oznaczenie.

Kolejną kwestią jest możliwość niewskazywania na odpłatność współpracy tylko przy pierwszym prezencie. Czy teza ta aby na pewno zawsze znajdzie zastosowanie? A jeśli dostaniemy kolejny prezent mimo, że pierwszy skrytykowaliśmy? Czy w dalszym ciągu należy przyjąć, że marka liczy na kolejne pozytywne recenzje? Czy można uznać, że choć w sposób dorozumiany to nawiązaliśmy z marką współpracę? Analogicznie, jeśli między prezentami jest tak znaczny odstęp czasowy, że trudno je ze sobą powiązać, czy dalej możliwość skorzystania z opisywanego wyjątku odpadnie przy drugim i kolejnych prezentach?

Wyjątek trzeci – zaproszenia

W zasadzie podobnie jak powyżej. Chodzi o prezent z tym jednak, że w postaci zaproszenia na wydarzenie, koncert, pozka. Tu Prezes UOKiK podkreśla, że:

Jeśli influencer dostał bilet do kina, opery czy teatru i chce opublikować relację lub recenzję z tego wydarzenia – nie musi oznaczać tego jako materiał reklamowy. Wystarczy, że poinformuje obserwatorów o otrzymaniu bezpłatnego zaproszenia. Jest to możliwe pod warunkiem, że materiał powstał niezależnie od woli i wpływu reklamodawcy (lub podmiotu z nim powiązanego). W sytuacji, gdy reklamodawca (lub podmiot z nim powiązany) poniósł dodatkowe koszty udziału influencera w wydarzeniu (oprócz biletu wstępu), twórca powinien oznaczyć te treści jako materiał reklamowy. Dodatkowe koszty to m.in. opłacenie noclegu, zwrócenie kosztów podróży.

Moją podstawową wątpliwość budzi kwestia tego czy aby na pewno w każdym przypadku poniesienie dodatkowych kosztów od razu narzuca reklamowy charakter recenzji. Otóż, wyobraźmy sobie sytuację, w której wybitny krytyk muzyczny prócz biletu na koncert do filharmonii otrzymuje dodatkowo transport na takie wydarzenie z ekskluzywnego samochodu.

Fakt ten w żadnej mierze nie wpływa na jego recenzje, która od zawsze jest obiektywna, ale teraz już musi w niej zaznaczyć, że jest to współpraca reklamowa, chyba, że nie przyjmie tego – być może – miłego gestu. A inna sytuacja, ten sam krytyk tworzy recenzję negatywną. Czy w takiej sytuacji oznaczenie, że to wynik płatnej współpracy jest konieczne? A może wręcz niewskazane?

Druga wątpliwość to kwestia tego czy ten katalog, aby na pewno należy traktować jako wyczerpujący? Wyobraźmy sobie, że influencer zostaje zaproszony do restauracji. Czy w tej sytuacji jest to już z samego faktu, że to restauracja współpraca reklamowa skoro krytyk kulinarny w żadnej mierze nie jest zobowiązany ani do napisania recenzji, ani tym bardzo do napisania recenzji określonej treści?

Autopromocja nie hańbi

Wróćmy jednak do kwestii mniej wyjątkowych. Otóż, wróćmy do działań reklamowych z tym, że tym razem usług i produktów własnych albo też promocji marki jako takiej. Tu po pierwsze nasuwa się kwestia tego, czy aby przyjęcie definicji reklamy z ustawy o radiofonii i telewizji nie jest zbyt daleko idącym założeniem. Po drugie jednak, moje wątpliwości budzi to, czy w każdym przypadku koniecznym jest oznaczenie treści jako #autopromocja, #markawłasna.

Jak wyjaśnia Prezes UOKiK:

Piszesz książki, nagrywasz audiobooki, świadczysz usługi dietetyczne lub produkujesz naturalne kosmetyki? Jeśli na swoim kanale zachęcasz do ich zakupu – oznacz to jako autopromocję. Pamiętaj, autopromocją nie jest sytuacja, w której reklamujesz produkt innej marki, nawet jeśli udzieliłeś jej swojego wizerunku lub logo. Nazywamy to wtedy współpracą komercyjną.

Podkreślę, że moich wątpliwości nie budzą sytuację, w których promowany jest produkt, którego bez szczegółowej znajomości jego twórcy nie sposób z nim powiązać. Innymi słowy, jeśli zachwalasz fizyczny produkt, który nie jest wprost sygnowany Twoim nazwiskiem to taki przekaz należy oznaczyć jako autopromocja. W innym przypadku może wprowadzać w błąd.

Niekoniecznie jednak zgodzę się z dalszą częścią tezy powyżej. Cóż, napisałem książkę, jestem jej autorem i moje nazwisko jest na jej okładce, a ja taki wpis publikuje z konta, które jest moim kontem imiennym to trudno mówić o wprowadzeniu w błąd. Zrozumiałym jest dla mnie, że jeśli za przeciętnego konsumenta uznamy osobę, która nie wykorzystuje, które daje jej mózg to być może tak będzie, jednak takie przyjęcie jest sprzeczne z ustawą.

Warto w tym miejscu podkreślić, że zgodnie z ustawą o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym przez przeciętnego konsumenta rozumie się konsumenta, który jest dostatecznie dobrze poinformowany, uważny i ostrożny; oceny dokonuje się z uwzględnieniem czynników społecznych, kulturowych, językowych i przynależności danego konsumenta do szczególnej grupy konsumentów, przez którą rozumie się dającą się jednoznacznie zidentyfikować grupę konsumentów, szczególnie podatną na oddziaływanie praktyki rynkowej lub na produkt, którego praktyka rynkowa dotyczy, ze względu na szczególne cechy, takie jak wiek, niepełnosprawność fizyczna lub umysłowa. Innymi słowy, przeciętny konsument to jednak osoba, której należy postawić określone wymagania, nie trzeba dostosowywać się do poziomu osoby, której tego poziomu brak.

Posłużę się przykładem własnym – czy jeśli zamieszczę post z tym oto zdjęciem ze swojego prywatnego profilu na LinkedIn, a nawet Facebooku to ktokolwiek może mieć wątpliwości, że jest to rekomendacja komercyjna? Przeciętny konsument z pewnością takich wątpliwości mieć nie powinien.

Analogicznie oceniłbym kwestię usług, które wykonujemy samodzielnie. Jeśli jestem prawnikiem, a jestem nim niewątpliwie, to w takim razie zgodnie z rekomendacjami tak samo jak wspomniany dietetyk powinienem oznaczać wszystkie swoje posty jeśli jestem nieco bardziej aktywny w social mediach i czerpie z tego profity finansowe?

Definicja przyjęta przez Prezesa UOKiK na wstępie publikacji nie wymaga bowiem, żeby profity finansowe były związane bezpośrednio z moją aktywnością w mediach społecznościowych więc czemu nie? Tezę tę stawiam tym bardziej, że z definicji obserwatora wynika, że nawet jeśli targetujemy się na obsługę biznesu to powinniśmy założyć, że targetujemy do konsumentów, bo finalnie to oni są w mediach społecznościowych. Cóż i tym razem mam pewno obawy, czy nie zmierzamy w złym kierunku.

Sposoby oznaczenia reklamy i autopromocji

Jeśli chodzi o oznaczenie postów to pozwolę sobie po prostu przytoczyć jak Prezes UOKiK rekomenduje oznaczać współprace, a w tym miejscu podkreślę jedynie, że mało wyraziście wybrzmiewa z rekomendacji, że to jedynie propozycje, a nie wiążące wytyczne. Zaznaczę też na wstępie, że Prezes preferuje oznaczenia w górnej części posta, bo te w dolnej mogą być niewidoczne.

Jeśli jednak chcemy oznaczać posty będący wynikiem współpracy z marką to Prezes UOKiK rekomenduje następujące sposoby:

#reklama lub [reklama]

#materiałreklamowy lub [materiał reklamowy]

#współpracareklamowa lub [współpraca reklamowa]

#postsponsorowany lub [post sponsorowany]

#materiałsponsorowany lub [materiał sponsorowany]

#płatnawspółpraca lub [płatna współpraca]

#wideo #relacja #post #materiał + #reklamowy

#sponsorowany = np. #wideoreklamowe,

#relacjasponsorowana

Reklama marki XYZ

Płatna współpraca z marką XYZ

Dodatkowo, influencer powinien również poinformować, jaką markę reklamuje.

Jeśli mamy do czynienia z autopromocją to oznaczenia powinny być jak niżej:

#autopromocja lub [autopromocja]

#autoreklama lub [autoreklama]

#markawłasna lub [marka własna]

Pytaniem tylko, czy #markawłasna jest aby na pewno czytelny skoro już wcześniej Prezes UOKiK uznał, że #współpraca czytelnym nie jest.

Jeśli natomiast chodzi o oznaczenie współprac wywołanych otrzymaniem prezentu to oznaczenia powinny być jak niżej:

#prezent lub [prezent]

#podarunek lub [podarunek]

Moje wątpliwości budzi też nieco inna kwestia. Otóż w rekomendacji Prezes UOKiK stwierdza też, że zalecane jest oznaczenie dwupoziomowe. Podkreśla on, że:

Rekomendujemy dwupoziomowe oznaczanie, czyli skorzystanie zarówno z funkcjonalności

platformy, jak i oznaczenia we własnym zakresie (np. w opisie, na zdjęciu lub filmie, w narracji materiału).

Co prawda, wyraźnie zostaje tu podkreślone, że to tylko rekomendacja, ale czy nie idzie ona poniekąd w kierunku oznaczania bloku reklamowego słowem „reklama” i dodatkowo jeszcze rekomendowania wspomnienia tego, że z reklamą mamy właśnie do czynienia w jej treści? W pewnym sensie tak to odbieram… W telewizji, ani radiu nie ma takich wymogów, a to zakresy poddane ściślej regulacji prawnej.

Prezes UOKiK rekomenduje też oznaczanie postów w sposób widoczny i w języku polskim jeśli publikujemy po polsku, a w innym języku jeśli publikujemy w takim właśnie języku. Cóż, jeśli to pierwsze nie budzi wątpliwości to postawię w tym miejscu śmiałą tezę, że przy odpowiedniej grupie docelowej oznaczenie postów reklamowych po angielsku też nie będzie nikogo wprowadzać w błąd. Pamiętajmy, chodzi o „przeciętnego konsumenta”, a nie o „byle jakiego konsumenta”.

A co z podcastami?

W rekomendacjach Prezes stwierdza, że:

Informacja o charakterze reklamowym danego podcastu powinna znaleźć się na początku nagrania lub bezpośrednio przed sponsorowanym fragmentem (zawierającym reklamę) oraz w opisie podcastu.

Jeśli chodzi o współprace z markami to ok. Sponsor odcinka to jak najbardziej odpowiednia fraza. Pytaniem otwartym jest natomiast autopromocja. Czy wszystkie treści, które dążą do wypromowania nas jako specjalistów powinny być oznaczone? Przyjmując założenie, że w zasadzie wszystkie treści specjalistyczne mają rolę autopromocyjną wydaje się, że ta teza jest zbyt daleko idącą.

Tak jak nie budzi wątpliwości, że w momencie kiedy namawiamy wprost do zakupu danych usług, produktów itp. wskazanie na autopromocyjny czy reklamowy charakter powinno mieć miejsce to jednak – oznaczanie treści specjalistycznych czy innych, które finalnie służą do promocji marki wydaje się niekiedy absurdalne. Otóż, czy HRterzy od dzisiaj powinni zamieszczać informacje, że treści mają charakter autopromocyjny? Jeśli odpowiedź jest twierdząca to świat się kończy…

Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?

Cóż, jeśli chodzi o sankcję to mam tylko jedno zastrzeżenie do publikacji. W moim przekonaniu fałszuje ona obraz odpowiedzialności influencera za promocję nierzetelnej firmy. Otóż, jak nie można takiej odpowiedzialności wykluczyć to jednak jej przypisani będzie raczej możliwe wówczas, gdy influencer działał ze świadomością, że tak się sprawy potoczą, a nie w sytuacji, gdy finalnie tak się potoczyły bez związku z jego osobą.

W innym przypadku jeden z aktorów funkcjonujących na rynku do dzisiaj powinien mieć spore problemy po tym jak kilkanaście lat temu reklamował Amber Gold, które finalnie okazało się piramidą finansową. Dlaczegóż by bowiem rozróżniać jego sytuację i sytuację influencera? Na to jednak nacisku publikacja nie kładzie. W tym temacie stanowi raczej poradnik jak konsument może wywrzeć presję na influencerze żeby odpowiednią rekompensatę – zasadnie, czy nie – otrzymać.

Podsumowanie i uwagi, czyli czego zabrakło, a z czym przesadzono

…szkoda, że tak późno! W mojej ocenie te rekomendacje powinny być wydaje znacznie wcześniej, a już z pewnością były do tego możliwości. Być może zaletą, a być może wadą publikacji jest przedstawienie dość jednostronnego stanowiska niekiedy – choć to moje zdanie – raczej najlepszych praktyk, niż tego co wynika z przepisów. Od siebie dodam, że zastosowanie niektórych z rekomendacji w praktyce będzie prowadziło wręcz do tego, że osoby, które mają się za „co najmniej przeciętnego konsumenta” poczują się urażone.

W każdym jednak razie można postawić tezę, że jeśli postąpisz zgodnie z rekomendacjami to postąpisz zawsze dobrze. Być może nadmiarowo, ale zarzutów Ci postawić nie będzie można! Jak jednak zostaną ocenione działania sprzecznie z tymi rekomendacjami – żeby tego się dowiedzieć musimy jeszcze nieco poczekać. Niemniej, bardzo mnie ten temat interesuje i – o zgrozo – nie mogę się doczekać szczególnie tych orzeczeń, które podważą pewne tezy zawarte w rekomendacjach.

Na koniec zauważę też, że rekomendacje pomijają pewne kwestie. Otóż, co z osobami, które korzystają z form wsparcia dla twórców? Czy one też powinny oznaczać swoje posty jako #autopromocja? Wydaje się to nieco absurdalne nawet jeśli wpłaty rozliczają w ramach działalności gospodarczej. Nie jest to zresztą jedyna sytuacja, w której w publikacji zabrakło, a do najrzadszych nie należy.

Doceniasz tworzone przeze mnie treści?

Piotr Kantorowski
RADCA PRAWNY

Przedsiębiorcom służę pomocą w kwestiach związanych z prawem własności intelektualnej szczególnie w obszarze digital marketingu i IT. Tworzę też umowy tak, aby oddawały Twoje plany biznesowe i zabezpieczały firmę w najwyższym stopniu. Jeśli trzeba pomagam też poprowadzić spory korporacyjne lub z kontrahentami.

Skontaktuj się ze mną, chętnie odpowiem na Twoje pytania dotyczące naszej oferty i przedstawię rozwiązania dostosowane do Twojego biznesu.